Rozpocząłem naukę w collegu w wrześniu 2013 i ze względu z zmianą otoczenia, poznałem paru wspaniałych ludzi. Nawet kilka z nich mieszka niedaleko mnie. Z jedną z tych osób bardzo się zaprzyjaźniłem i właśnie ona pewnego dnia odciągnęła mnie od laptopa i wyciągnęła mnie na Bingo. Śmiałem się wtedy, że idziemy jak jakieś stare dziadki uprzyjemnić sobie życie. Co się okazało, na bingo chodzą nie tylko starzy ludzie (umówmy się jest ich przewaga), ale dużo jest też młodych dorosłych.
Siedliśmy z koleżanką w wielkiej sali 'pachnącej' fast foodami. No i zaczęło się. Speaker zasiadł w fotelu na scenie i zaczął wywoływać cyfry, których nie mogłem nadążyć zakreślać. Ale jak na pierwszy raz dobrze mi poszło.'Bynajmniej tak mówiła moja koleżanka'.
Gra w Bingo stała się nieco uzależniająca przez krótki czas, ale jestem zdania, że raz na dwa tygodnie można iść i powalczyć o parę 'pensów'.
Raz się bardzo wkurzyłem bo było 1 numer od wygrania DWÓCH TYSIĘCY FUNTÓW! Od tamtej pory chodzę na bingo rzadko. Ale warto próbować sił, może któregoś dnia się poszczęści.
Dla S. która wyciągnęła mnie z domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz